"Oto synowie są darem Pana,
a owoc łona nagrodą.
Tak więc mężczyzna i kobieta są pośród wszystkich stworzeń wyjątkowi, są równi, ale różni. Zostali uzdolnieni i zaproszeni przez Boga do współpracy w dziele stwarzania. Szczytem tej współpracy jest poczęcie, zrodzenie i wychowanie nowego człowieka. W tym włażnie kontekście trzeba odczytać czwarte przykazanie: Czcij twego ojca i twoją matkę, abyś długo żył na ziemi, którą Pan Bóg twój, ci daje. (Wj 20,12) Dziecko jest darem Pana Boga. Jest dane i zadane – bo przecież trzeba je wychować. Jest jedna jedyna ogólnoludzka metoda wychowawcza – miłość. Przykazanie określa to jednym niewielkim słówkiem – czcij! Cześć należy się Bogu i jego świętym. I to do tego grona mają wpisać się rodzice jako odbicie miłości Boga i odbicie relacji w Bogu. Grzech niszczy to wszystko i doprowadza do tego co Chrystus nazwie zatwardziałością serc.
Ewangelista Marek zapisał:
Faryzeusze przystąpili do Jezusa i chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę. Odpowiadając zapytał ich: Co wam nakazał Mojżesz? Oni rzekli: Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić. Wówczas Jezus rzekł do nich: Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela! W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. Powiedział im: Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo. Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus, widząc to, oburzył się i rzekł do nich: Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego. I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je. (Mk 10,2-16)
Chrystus zażądał powrotu do sytuacji wyjściowej, gdyż przez swoje wcielenie zaistniał w małżeńskiej miłości Maryi i Józefa, a przez sakrament małżeństwa Jego obecność jest osiągalna dla wszystkich, którzy Go uczciwie zapraszają i przez grzech nie wystawiają za drzwi. Ten trójkąt małżeński z Chrystusem daje nieskończone możliwości na drodze powrotu do normalności, czyli do tego co było na początku stworzenia. I kiedy przypatrujemy się rodzinnym dramatom, których niestety jest coraz więcej, to łatwo dostrzec, że ich przyczyn w dużej mierze należy szukać w budowaniu złych trójkątów.
Skłania to oczywiście do wniosku końcowego: Architekt wyszedł z rodziny, zazwyczaj ma swoją rodzinę i często tworzy dla rodziny. Jak ważne jest więc jego osobiste doświadczenie sensownej rodziny w realizacji misji swojego życia. Bez Chrystusa przyjętego z całą wyrazistością Jego nauczania nie jest to możliwe. Oczywiście można inaczej – jest jeno tylko wtedy pytanie: za jaką cenę?